Tajemna sztuka zakładania obozu, która wymaga wstąpienia do n-tego kręgu, zaakceptowania warunków licencyjnych umowy oraz godzin ślęczenia nad starożytnymi tekstami, teraz dostępna na wyciągnięcie ręki! Oczywiście to żart, ale i tak warto bardziej się przyjrzeć się tematowi pod tytułem „jak rozbijać namiot”.
Określmy cel. Jak wygląda idealne rozstawienie namiotu? W środku schronienia powinno być przede wszystkim sucho. Zależy nam przecież na komforcie. Na zewnątrz za to nie powinno wiać za mocno. Jeśli będzie padać woda nie może zbierać się wokół namiotu. Idealne miejsce ma być też daleko od ścieżek zwierząt. Nie będę się tu rozpisywać o zasadach biwakowania w myśl zasady Leave No Trace, ale o nich również trzeba pamiętać. Zajrzyjcie do mojego poprzedniego artykułu, jeśli insertuje Was temat tego, jak biwakować i nie zostawiać śladów.
Samo podłoże nie powinno gromadzić wilgoci (unikamy mchu), ale też nie chcemy spać na skale (jest niebezpieczna dla materiału, przez swoją agresywną, ostrą fakturę). Te wszystkie wymagania są istotne, niemniej jednak pierwszym kryterium, jakie należy rozważać to bezpieczeństwo. Zawsze i wszędzie, pamiętajcie! Ważna jest też legalność noclegu. Tam gdzie nie wolno, po prostu nie biwakujemy.
Wobec tego – jak klasyfikować miejsca jako bezpieczne? Nie może być nad nimi wiszących konarów – po angielsku „widowmaker”. Sugestywna nazwa, prawda? Poza tym powinniśmy być odizolowani od zwierząt. Nasz pospolity, rodzimy dzik może sprawić duży problem, kiedy nieświadomy wbiegnie w nasz namiot. Owady to też zwierzęta, a mrowisko pod siedziskiem, to jedna z tych mało przyjemnych rzeczy. To realny problem!
O zagrożeniach naturalnych powiemy sobie za chwilę. Aby nie dokładać sobie problemów na biwakach, zadbajmy też o jedzenie. Przechowujmy je w porządku, najlepiej w szczelnych workach. Najbezpieczniej będzie zawiesić je na drzewie, w pewnej odległości od pnia. Nie raz, nie dwa, zdarzyło mi się, że lis rozgrzebał torbę z żarciem leżącą przed wejściem do namiotu. Nawet jak leży w przedsionku, to nie jest bezpieczna. Będą się dobijać do środka przez ściankę.
Niestety, aby mieć suchy nocleg nie wystarczy uniknąć deszczu. Nawet jeśli nie pada, w namiocie może zrobić się mokro. Odpowiada za to kondensacja pary wodnej.
Chodzi o osiadanie pary na wewnętrznej stronie ścian naszego namiotu. Dzieje się tak, jeśli dochodzi do znacznej różnicy temperatur między wnętrzem namiotu a otoczeniem. Zjawisko można obserwować w domu, gdy wyjmuje się coś zimnego z lodówki. Wówczas na ściankach skrapla się woda. Różnica jest tylko w tym, że na ściankach takiego naczynia skraplanie zachodzi po zewnętrznej stronie.
Należy wobec tego zadbać, aby tej kondensacji nie było lub by była jak najmniejsza. Jak to osiągnąć? Musimy zapewnić dobrą wentylację we wnętrzu, na przykład otwierać wszystkie możliwe lufty lub/i mieć uchylone drzwi do namiotu.
Samo ustawienie namiotu też ma znaczenie. Jak już wspomniałem, to para wodna jest wrogiem. W związku z tym, możemy po prostu uniknąć walki z nim wybierając miejsce, które nie będzie odsłonięte. Jeśli wybierzemy las zamiast łąki albo plaży, to wilgoć będzie zdecydowanie mniejsza. Drzewa zatrzymają sporo pary wyżej, a kolejną dużą część same wchłoną. Pamiętajcie, że przeważnie kondensacja równa się chłód, bo wilgotne rzeczy gorzej izolują. Nie chodzi o niebezpieczeństwo dla zdrowia, ale może nie być tak komfortowo, jak w przypadku braku wilgoci w otoczeniu, na sprzęcie i na odzieży.
Jeśli już przy terenach zalesionych jesteśmy, to nie sposób nie wspomnieć o ochronie przed wiatrem. Na pewno spotkaliście się z momentem wyjścia poza granicę lasu podczas podchodzenia na szczyt. Nawet nie pytam, gdzie wolelibyście spać. Dzięki temu, że nie będziemy odsłonięci, najczęściej będziemy lepiej spać – łopoczące poły namiotu to nie jest najlepsza kołysanka. A zawsze może nam ten namiot turystyczny dodatkowo poskładać, gdy przypadkiem dmuchnie niespodziewanie mocno.
Wiemy już, że trzeba się chronić przed wodą z góry i z otoczenia. Dokładamy kolejną cegiełkę i od teraz pamiętamy też o wodzie „z dołu”. Nie mam tu na myśli źródeł, ani przypadkowo spotkanej w lesie fontanny, a powstałe w wyniku opadów zbiorniki bądź strumienie. Dumnie brzmi „zbiornik” i „strumień”, ale prawda jest taka, że zwykła kałuża i lekki spływ wody też może nam nieźle nabruździć.
Rozbijanie namiotu w najniższym miejscu doliny, albo jedynych zagłębieniach w okolicy to coś, czego powinniśmy unikać. Najlepiej znaleźć lekkie wzniesienie, które jest zasłonięte albo przez inne wzniesienie, albo rośliny, kamienie stanowiące najbliższe otoczenie. W przypadku braku deszczu pozwoli nam to zmniejszyć kondensację i osiągnąć cieplejszy nocleg.
Powyższe zasady polecam stosować wszędzie, gdzie będziemy musieli obozować. Czy to teren nizinny, czy góry.
W górskim krajobrazie dochodzi nam problem płaskiego miejsca i to od niego według mnie powinniśmy zacząć poszukiwania. Już podczas marszu warto rozglądać się, gdzie jest na tyle płasko, aby można było rozłożyć schronienie i nie zjechać z materaca czy karimaty ze względu na spadek terenu. Generalnie rozbijanie namiotu w górach, to nie jest łatwa sztuka, bo spotkamy wszystkie problemy co na nizinach, ale o zwiększonym poziomie trudności. Z doświadczenia jednak wiem, że takie biwaki są najlepsze!
Przede wszystkim należy pamiętać o ustawieniu namiotu węższą stroną do wiatru. Ograniczymy wtedy siłę działającą na nasze schronienie, czym zwiększymy szanse powodzenia noclegu. Jeśli spodziewamy się silnych podmuchów, albo spodziewamy się niespodziewanego (choćby burzy) przypnijmy wszystkie możliwe odciągi. To naprawdę pomoże w momencie krytycznym. Gdy jesteśmy na 1000% pewni, że noc będzie spokojna, według mnie możemy podarować sobie dodatkowe linki i skupić się na poprawnym rozbiciu tych niezbędnych. Pamiętajcie, że te odciągi nie zapewniają tylko tego, że namiot pozostanie na ziemi, ale też poprawiają komfort noclegu. Stabilniejszy namiot, to mniej hałasujące poły, a to z kolei spokojniejszy, głębszy sen.
Biwakowanie w zimie wymaga innego podejścia i innego sprzętu, w tym tekście omawiam tylko biwakowanie w warunkach „standardowych” – w lecie i nie w wysokich górach.
Powinniśmy zadać sobie pytanie – czy namiot jest niezbędny? Bynajmniej nie mówię tu o „cowboy camping”, czyli szumnej nazwie na spanie pod chmurką, tylko o alternatywie dla namiotu. Jako zwolennik i wyznawca zasady Leave No Trace oraz nadworny leń, proponuję Wam najpierw poszukać innej opcji niż rozbijanie namiotu. Faworytem są wiaty turystyczne, o których trochę więcej napiszę w kolejnym artykule.
Są jednak sytuacje, w których wiat nie ma, lub też nie chcemy z nich korzystać. Jeśli wybieramy się w dzikie, nieturystyczne rejony albo chcemy mieć jeszcze bliższy kontakt z naturą, pozostają nam namioty turystyczne.
Nie był to artykuł o typowym technicznym problemie „Jak rozbić namiot?”, bo każdy namiot stawia się inaczej. Spora część z nich ma instrukcję z obrazkami, która pozwala szybko i sprawnie rozłożyć nawet skomplikowane konstrukcje. Wszystko sprowadza się do wsunięcia stelaża w przeznaczony na niego tunel, a potem w odpowiednim miejscu trzeba wszystko przypiąć. Jedyne co mogę doradzić w takich kwestiach, to nie strugajcie patyków, jak „prawdziwi surwiwalowcy”, tylko zabierzcie ze sobą szpilki do namiotu, jak kulturalni użytkownicy. Zupełnie nie ma potrzeby co noc ich przygotowywać, skoro można je mieć całkiem lekko i tanio. A jak się zgubią lub złamią, to po prostu wymienić. Tak to już jest, że sprzęt się zużywa.
Żeby się nie pogubić w natłoku informacji, przypomnimy sobie jeszcze raz – na czym polega rozbijanie namiotu:
Wszystko się zgadza? No to myk! Rozkładamy miliongwiazdkowy hotel!