Skoki B.A.S.E. to rodzaj przygodowego sportu, to hobby, pasja, bardzo emocjonująca i intensywna aktywność, czasem klasyfikowana jako przestępstwo… I choć popularność skoków B.A.S.E. wzrasta, to jest to wciąż doświadczenie zarezerwowane dla niewielkiej społeczności, w porównaniu do liczby osób uprawiających inne sporty.
Nie jest to sport dla każdego, co trzeba jasno powiedzieć. Nie jest to również sport bezpieczny. Nie ma tu miejsca na ludzki błąd, choć popełnianie błędów jest ludzką rzeczą. Tu popełnienie błędu w najlepszym wypadku kończy się kalectwem, najczęściej jednak śmiercią. Skoki B.A.S.E. są niesamowitym i nieporównywalnym z niczym innym doświadczeniem, niemniej jednak trzeba mieć świadomość tego, że każdy jeden skok może być tym ostatnim.
Akronim B.A.S.E. to pierwsze litery od rodzaju obiektów, z których skaczemy: B (building) budynki, A (antenna) anteny, S (span) mosty, E (earth) obiekty naturalne typu góry i klify. Skoki z każdego z tych obiektów maja inną charakterystykę, wymagają specyficznych umiejętności i stwarzają innego rodzaju zagrożenia dla skoczka.
Sprzęt B.A.S.E.-owy, z którym skaczemy, to spadochron i pokrowiec, w którym zamykamy ułożony już spadochron. Do niskich skoków układamy spadochron w inny sposób, niż do skoków wysokich.
Przy skokach z mniejszej wysokości zależy nam na tym, aby spadochron otworzył się szybko i na kierunku, czyli aby zaraz po otwarciu leciał w kierunku od skały (nie chcemy spotkać się ani z ziemią, ani z obiektem, z którego skaczemy). Gdy skaczemy z niskiego obiektu utrzymujemy nasze ciało pod innym kątem w stosunku do horyzontu, niż podczas skoków z wyższych obiektów. Wszystkie te różnice podyktowane są fizyką i aerodynamiką. Podczas niskich skoków czas wolnego spadania wynosi od 1 do 4-5 sekund, w związku z czym nasze ciało nie osiąga prędkości terminalnej – maksymalnej prędkości, z jaką spada ciało przyciągane ziemską grawitacją.
Inaczej jest podczas skoków z wyższych obiektów. Wtedy spadochron układamy tak, aby otwierał się szybko, ale nie tak gwałtownie, jak przy niskich skokach, ponieważ mogłoby to skutkować poważnymi urazami kręgosłupa. Przy skokach wysokich mamy też zazwyczaj więcej czasu do potencjalnego zderzenia z ziemią, niż podczas niskich skoków. Dla przykładu: skacząc ze 120-metrowego mostu mamy 5 sekund czasu od momentu wyskoku do uderzenia w ziemię. Pięć sekund – dużo i niewiele zarazem.
Przy skokach z wysokich i średniowysokich klifów, czyli przy skokach terminalnych i subterminalnych, zależy nam na tym, aby odlecieć jak najdalej od ściany przed momentem otwarcia spadochronu. Otwarcie spadochronu zbyt blisko ściany, w razie otwarcia nie na kierunku, grozi zderzeniem ze ścianą i przy odrobinie szczęścia jedynie poważnymi obrażeniami. Żeby odlecieć od ściany daleko stosuje się specjalną technikę latania nazywaną trackowaniem (wymaga to wcześniejszego przygotowania i praktyki). Aby ten sposób latania był jeszcze bardziej efektywny, stosuje się specjalne kombinezony zwane tracksuitami, które różnią się między sobą wielkością i stopniem trudności latania w nich.
Kiedy ma się doświadczenie w lataniu w takim kombinezonie można wykorzystać siłę grawitacji i pęd spadającego ciała do tego, aby zacząć lecieć, szybować w powietrzu z dużą prędkością, czyli trackować jeszcze efektywniej. Trzeba jednak pamiętać, że to nie kombinezon lata, a człowiek. Bez umiejętności nabytych poprzez intensywną praktykę, kombinezon sam nie poleci. W tracksuicie zaczynamy lecieć do przodu o wiele szybciej, niż bez niego. Również gdy popełnimy najmniejszy błąd, wszystko będzie się działo o wiele szybciej w kombinezonie, niż bez niego. Tracksuit pozwala nam odlatywać od ściany w krótszym czasie, co jest jego dużą zaletą, ale w razie jakiejkolwiek niestabilności i niekontrolowanej zmiany kierunku lotu, również z większą prędkością i w krótszym czasie lecimy w stronę ściany i spotykamy się z nią. Czym to skutkuje, nietrudno sobie wyobrazić…
Jeszcze innym rodzajem kombinezonu jest wingsuit, który różni się od tracksuita zarówno krojem, powierzchnią (ilością materiału), techniką latania w nim, jak i tym, że w wingsuicie nie mamy wolnych rąk (nie możemy ich unieść swobodnie do góry bez odpięcia zipperów). Jest to rodzaj nylonowego worka, w którym jesteśmy zamknięci i w którym musimy umieć latać. Latanie w każdym z tych kombinezonów pozwala na wykonywanie innego rodzaju skoków w górach – innego pod względem trudności i dystansu jaki mamy po pokonania lecąc.
Można jednak zminimalizować ryzyko w tym i tak bardzo ryzykownym sporcie. Istotne jest dobre przygotowanie i doświadczenie w skokach spadochronowych. Trzeba zdobyć umiejętność efektywnego latania, być dobrym pilotem własnego ciała, wypracować sobie doświadczenie w układaniu spadochronu zarówno na niskie, jak i na wysokie skoki. Ważna staje się też zdolność precyzyjnego latania na czaszy i lądowania w trudnym terenie. Nie obędzie się bez znajomości środowiska górskiego i wiedzy z zakresu oceny wiatru i tego jak tworzy się on w zależności od ukształtowania terenu.
Kolejną kluczową sprawą w skokach jest przygotowanie mentalne, duża samoświadomość, szybkość reakcji i dobra kondycja fizyczna, która pozwala na zachowanie odpowiedniego poziomu koncentracji nawet po długotrwałym, wyczerpującym wysiłku fizycznym. Na większość interesujących klifów, z których skaczemy, trzeba podchodzić w górę przez kilka godzin bądź wspinać się. Im lepsze przygotowanie fizyczne, tym mniej czasu potrzeba później na odzyskanie sił i koncentracji niezbędnych do skoku.
Wielu ludzi, zachęconych filmami ze skoków B.A.S.E. (zwłaszcza wingsuitowymi) obejrzanymi na youtube, zaczyna myśleć, że chciałoby „spróbować”, że to jest coś mega fajnego. I owszem, to co widać na filmach, to jak ludzie są w stanie latać, jest naprawdę imponujące. Trzeba jednak wiedzieć, że każdy skok to jest efekt końcowy wielu lat pracy i praktyki, której na filmach zwykle nikt nie pokazuje. „Próbowanie” w tym sporcie nie jest zbyt dobrym pomysłem i prawdopodobnie będzie ostatnim pomysłem i ostatnią próbą próbującego. Trzeba pamiętać, że liczba wypadków śmiertelnych jest w skokach B.A.S.E. naprawdę duża.
Czasem ktoś pyta mnie, jak zaczęła się moja przygoda ze skokami. Nie mam na to jednej odpowiedzi. Jest to wypadkowa wielu czynników. Myślę, że wszystko, co do tej pory robiłam, prowadziło mnie w stronę skoków. Ważne jest przede wszystkim to, że wiele lat temu zaczęłam wspinać się w górach i z czasem poczułam się w nich jak w domu. Prawdą jest, że jeśli coś mnie zafascynuje i jest dla mnie wartościowe, to idę za tym bez reszty. Następna była fascynacja skokami spadochronowymi, czymś tak kompletnie innym niż wspinanie. Próba łączenia skoków spadochronowych z moimi wyjazdami wspinaczkowymi, czasem potrzebnym na treningi w skałach, pracą, czyli nauką jogi – to nie było łatwe. Kiedy byłam na lotnisku brakowało mi wspinania. Kiedy przebywałam w górach brakowało mi powietrza. Któregoś lata, podczas pobytu w Dolomitach, zobaczyłam ludzi skaczących z Sass Pordoi. Byłam pod wielkim wrażeniem tego, co zobaczyłam. I to był ten moment, w którym wiedziałam, że chcę skakać z klifów.
Nie jestem typem osoby poszukującej silnych emocji i adrenaliny. Oczywiście one występują zarówno we wspinaniu, jak i w skokach BASE, ale to nie one są moją motywacją i tym, czego szukam. To chwila tuż przed skokiem jest najważniejszym, najintensywniejszym momentem, w którym trzeba być maksymalnie skupionym i uważnym. To jest stan jogi, czystej i skupionej uwagi, maksymalnej obecności w każdej mijającej sekundzie.
W jodze osiągasz ten stan umysłu poprzez regularną praktykę asan (pozycji jogi), pranajamy (praktyk oddechowych) i medytacji. Tuż przed skokiem przenosisz ten stan obecności do sytuacji realnie zagrażającej twojemu życiu. Wtedy widzisz, że on działa, że jesteś w stanie zapanować nad swoim strachem przy pomocy narzędzi jogi. Przed samym skokiem jestem w pełni świadoma każdej sekundy, każdego oddechu i uderzenia serca. Później lecę, jestem w powietrzu, cieszę się możliwością szybowania jak ptak. Dla mnie jest to niesamowite i jedyne w swoim rodzaju doświadczenie. W tym jest magia.